Wieża (nie) świętej nicości
W krainie szczerości topie się
Sucha woda pochłania mnie
Z nadmiaru współczucia
W zimnym ogniu spalam się.
Powiedz mi, czy w świecie
Kłamliwej prawdy zaufanie
Ma jakiś sens?
Ukoić umysł, wyciszyć się.
W lesie pełnym marzeń
Relaksuje się. Zwiędłe
Liście niewinności
zasypują ścieżkę życia.
Lecz ja idę dalej
O uschłe korzenie
Bezinteresownej miłości
Potykając się...
Kiedyś chciałam ...
Wzbić się ponad chmury.
Kiedyś... lecz zamknęli
Mnie w klatce, ucięli
Mi skrzydła... A dziś?
Dziś każą mi latać.
Wspinam się wyżej i wyżej,
I jestem coraz niżej. Raniąc
Kocham i kochając ranie.
Lecz teraz już cisza...
Czas zająć się podniebnym lotem.
Lotem ku spełnieniu i uwierz mi,
Że nawet w bezsensie jest sens.
Ale by go ujrzeć najpierw
Naucz się patrzeć...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.