WykładySzalonegoNaukowca-OKuchni...
Obiecana kontynuacja wykładu, II, krótsza część. Miłego gotowania :)
"Wykłady szalonego naukowca- O kuchni
renesansowej II".
03.04.2018r. wtorek 12:29:20
Szanowni państwo, witam państwa na
trzydziestym pierwszym moim wykładzie z
cyklu, co szalony naukowiec rzecze.
Nie miałem pewności, szczerze nie
wierzyłem, że wrócicie i przyniesiecie by
się podzielić tym hipokrasem. Skoro
wróciliście to dam wam przepis na gruszki w
hipokrasie.
Potrzebujemy trzy gruszki, ale nie te, co
rosną na wierzbie (śmiech na sali), cztery
łyżki śmietany trzydziesto procentowej. Ja
wiem, że jesteście przyzwyczajeni do
większych procentów, ale wierzcie mi, że to
wystarczająco tłuste jest (śmiech na sali).
Potrzebna jest świeża mięta, wiadomo świeży
oddech to podstawa (śmiech na sali),
jeszcze komuś zachce się całować, czy coś i
mięta ja znalazł (śmiech na sali). No i
potrzebny jest ten napój alkoholowy, zwany
hipokrasem, którego o dziwi w całości nie
wyżłopaliście (śmiech na sali).
Gruszki należy obrać ze skórki. Hipokras
podgrzewamy, potem wkładamy do niego owoce
i gotujemy na wolnym ogniu, aż zmiękną.
Jednak ważne by się nie rozpadały. Takie
poddane nam gruszki przekładamy na talerz,
a płyn odparowujemy. Widzę wasze
niezadowolenie i wiem, że student zrobi
swoje i pewnie, czego absolutnie nie
sugeruję zamiast odparować to wysączy swą
jama gębową (śmiech na sali). Po
odparowaniu, trzymajmy się tej wersji
(śmiech na sali) mieszamy z śmietaną.
Gruszki polewamy sosem i przyozdabiamy
miętą. Czujecie już mięte do tej
potrawy?
Chcecie kolejny przepis z kuchni
renesansowej? Wiem, że chcecie, ale może
jeszcze tego nie wiecie, a więc teraz
będzie Drób faszerowany.
Co potrzebujemy? A no cały kurczak jest
potrzebny, albo perliczka. Ponadto
dwadzieścia dekagramów słoniny, która jest
posiekana w kostkę. Ponadto niezawodną,
dużą cebulę, aż kilkanaście goździków,
normalnie robi się zajebiście, to znaczy
się kwieciście (śmiech na sali. Ponadto
dwie łyżeczki cynamonu i dwie łyżki
cukru.
Ten nasz drób faszerujemy kostkami słoniny
i posiekaną cebulą, którą należy zmieszać z
goździkami, cynamonem i cukrem. Czujecie
już te jej zmieszanie (śmiech na sali).
Mięso należy włożyć do żeliwnego naczynia,
albo jak ktoś jest bardziej współczesny
(śmiech na sali) to należy zawinąć w folię
aluminiową. Panowie, nie w puszki po piwie,
wiem, wiem to też aluminium, sześćdziesiąt
pięć do siedemdziesięciu składa się na
kilogram i na skupach po dwa do trzy piątka
za kilogram (śmiech na sali). Ok wracamy do
tego mięsa, które należy piec w stu
dziewięćdziesięciu stopniach, aż mięso
zacznie odchodzić. Spokojnie, nie od nas,
nie sprzed naszych oczu, nie będzie też
uciekać z piekarnika, ale od kości (śmiech
na sali). Ile mniej więcej czasu? Ok.
wystarczy na osuszeniu kilku puszek
aluminiowych, pełnych napoju bogów,
obejrzeć meczyk z dogrywką, a nawet z
karnymi. Ile to? Miłe panie to jest około
dwie i pół godziny. No tak, miłe panie,
jest to czas na nowy makijaż lub pół
fryzury (śmiech na sali).
Siedzicie w tej pięknej, klimatyzowanej
szczelinami w oknach sali (śmiech na sali).
Siedzicie jak te sardynki w marynacie,
najedliście się, zionie od was cebulą,
dobrze, że nie czosnkiem (śmiech na sali).
Chociaż wynaleźli czarny czosnek,
specjalnie preparowany, który nie capi,
sorry nie wydziela tego aromatycznego,
przyjemnego zapachu samego zdrowia (śmiech
na sali). Jednak z racji, że czarny czosnek
to nie wynalazek renesansowy, ale bardzo
współczesny to może o tym będzie okazja
ponudzić kiedyś indziej. A teraz skoro już
wspomniałem o sardynkach i o tym, że
licznie na moje wykłady przybywacie to
sprzedam wam za zupełnie darmochę przepis
na sardynki w cebulowej marynacie.
Co potrzeba? A tak z osiem, dziesięć
świeżych sardynek, wiadomo nie świeżych i
używanych nie chcemy (śmiech na sali).
Potrzebna będzie mąka do oprószenia, masło
do smażenia, o widzicie taki niewinny
przepis a się rymuje (uśmiech. No i wiadomo
potrzebna jest jedna duża cebula, a co
jeżeli są tylko same małe? (śmiech na
sali). Znów litujemy się, pochylamy się
miłosiernie nad butelką i uwalniamy, tym
razem dwie łyżki winnego, dodatkowo cztery
łyżki białego wina. Uwaga, białe wino nie
ma barwy białej jak śnieg, taką barwę ma
mleko, a więc nie to (śmiech na sali).
Potrzebujemy dwie łyżki cukru, wiadomo
sardynki to ryby, mamy je bez wody, opadają
z sił i musimy im pod płetwy cukru dać, to
je zdopinguje (śmiech na sali). No i uwaga,
będzie na bogato, bo potrzeba szczypta
szafranu. A wiadomo szafran jest najdroższą
przyprawą. Miłe panie dlaczego wy wolicie
brylanty, a nie szafrany? (śmiech na
sali).
No to teraz zaczyna się rzeź niewiniątek,
bo trzeba rybki wypatroszyć i te
wypatroszone sardynki należy obtoczyć w
mące, robimy im taki zabieg mumifikacji
(śmiech na sali). No i by nie było tak
lekko smażymy je. W tym czasie też cebulę
kroimy i podsmażamy ją na maśle. Dodajemy
do niej cukier, a potem ocet, winny musi
swoje wycierpieć, a do tego na bogato
szafran i białe wino. Tak zebrane
towarzystwo podsmażamy dalej, aż smaki się
połączą. Tą przygotowaną marynatę wykładamy
na smażone sardynki one teraz czują się jak
te panie, co na nich podaje się sushi
(śmiech na sali). Tą potrawę podajemy z
białym winem, nie z mlekiem, mleko to u
wikingów do ryby podają i w niektórych
obszarach byłego NRD. Haha, teraz student
myśli, co to za kraina zwana NRD.
No dobra odpuszczę wam swoich żartów, ale
na zakończenie prawdziwy rarytas, może
nawet jest to zupa bogów. Haha, nawet się
nie domyślacie o czym mowa, jaki na koniec
przepis wam podam. No dobra nie trzymam was
dłużej w napięciu, oto zupa piwna, znaczy
się nie zupa, ale przepis na zupę (śmiech
na sali). No i znów niepiśmienni piszą
(śmiech na sali).
Potrzebujemy litr niepasteryzowanego piwa
pszennego lub ciemnego. A no tak
wolelibyście bardziej alkoholowe i
wyskokowe (śmiech na sali). Już widzę jak
studenci renesansowy przepis modyfikują na
współczesną nutę i zamieniają owe piwo na
jakieś ekstra mocne (śmiech na sali).
Potrzeba nam też kilka ziaren pieprzu,
cztery łyżki miodu. A więc to, co
mężczyźni, znaczy się misie lubią
najbardziej (śmiech na sali). No luzik, nie
paczcie tak na mnie miłe panie, ja wiem,
że niektóre z was to ostre zawodniczki,
jeżeli chodzi o osuszanie butelek z napojem
bogów (śmiech na sali). Wracając do
przepisu to potrzeba jednej trzeciej łyżki
gałki muszkatołowej, dwie łyżki masła, a
więc będzie na tłusto (tym razem uśmiech na
sali). No i będzie też na bogato, bo
potrzeba szczyptę szafranu i cztery żółtka.
A, co zrobić z białkami? A zjedzcie sobie
jako, po co ma się marnować, ale do zupy
niech was nie korci wrzucać (śmiech na
sali).
Co i jak robimy? Piwo doprowadzamy do
wrzenia, a więc stajemy się piwowarami
(śmiech na sali).Doprawiamy ten bulgocący
nektar pieprzem, miodem dla osłody, ponadto
dodajemy gałkę, ale nie lodów, lecz
muszkatołową (śmiech na sali) i szafran i
masło też. Między czasie temperatura się
obniżyła, a więc podgrzewamy aż uzyskamy
ładną, żółtą barwę. Żółtka ubijamy i
wylewamy na talerz i zalewamy je piwem z
przyprawami. Taką zupę podajemy z chlebem.
To by było na dziś koniec, ale by mi nikt
z was nie zarzucił, ani ministerstwo
edukacji, że rozpinam młodzież to powiem
wam, że jestem abstynentem, nie przyrządzam
potraw z alkoholem, bo można równie
smacznie wszamać coś innego, równie
smacznego. Np. zupę mleczną (śmiech
studentów opuszczających salę).
Serdecznie dziękuję i zapraszam ponownie. Jutro będzie zupełnie inny wykład, a potem będzie przerwa z wykładami.
Komentarze (22)
Taki wykład to rozumiem ,bardzo przydatny.Pozdrawiam
:)
podoba mi się ta kulinarna seria :-)
Ładnie napisane.
Ponownie moje oczy do wysiłku zmuszasz
i swymi wykładami lekko wzruszasz.
Fajny wykład. Pozdrawiam. Miłej nocy :))
Wykład Twój ok.Pozdrawiam
To ja coś z tego zrobię, tylko kupię więcej piwa,
gdyby się nie udało..Super wykład..FAJNIUTKI!!!!
Pozdrawiam smakowicie..
Podziwiam Amorku,ale trzeba mieć dużo
czasu....pozdrawiam wiosennie
:)
otóż gdy w 1970 byłem szefem kuchni Ambasador w
Warszawie podawaliśmy polewkę piwną podobną do twojej
z tym że utarte żółtka dodawaliśmy do zgotowanego i
odstawionego piwa i ubijało się je rózgą /trzepaczka/
podawano z serem białym i razowym chlebem na miodzie a
co do gruszek spróbuj gruszkę w szodonie no cóż fajne
czasy były a teraz na marginesie weź na warsztat
Wersal i WC toalety /nie stroje damskie/ dla gości
króla oraz dla kardynała przekonasz się że warto
Oj Amor, ciekawie piszesz o sprawach kulinarnych,
chyba nie raz skorzystam z twoich porad bo kucharka ze
mnie lichutka...
Dobre przepisy pewnością się przydadzą, a ponoć te
stare są najlepsze:)
Pozdrawiam Amorze serdecznie :)
:-) :-) szalone:-) :-)
Miłego Amorku:-)
Amorku jak zawsze super wykład:)pozdrawiam cieplutko:)
Jak zawsze przeczytałem z zainteresowaniem. Ogromny
podziw Amorku. Pozdrawiam
Amorku dzień zaczynam od taniego Cote,
a później żona mówi że coś mamroczę.
Fajnie Ci to wychodzi byle nie nudziło. Miłego dnia
Amorku.
Czuję się jak na uczelni:)
Pozdrawiam:)
Marek