Za prawdę...
I też na co mi było,
Naruszyłem stan stały.
Dziś obite ma ryło,
Podkrążone też gały.
To za prawdę dostałem,
Za wyraźne poglądy.
Bo ośmielić się śmiałem,
Twardo mówić swe sądy.
Mam garnitur podarty,
Zakrwawiona koszulę.
Czy mój czyn jest coś warty,
Pytam się, walcząc z bólem.
Tak wygląda decyzja,
Której podjąć się chciałem.
Stąd na twarzy tkwi wizja,
Oraz szwy okazałe.
Będzie długie leczenie,
I zabiegi konieczne.
Zdania jednak nie zmienię,
Chociaż w sensie jest wsteczne.
Prawdę poprę z ryzykiem,
Dowód noszę na twarzy.
Jest mej wiary czynnikiem,
Nawet, jeśli się zdarzy.
Może macie za głupka,
Tak krnąbrnego pozera.
Prawda warta jest strupka,
bo nadzieję zawiera.
Komentarze (4)
A rzekomo mamy wolność słowa i osądów, ot
demokracja... rany zewnętrzne zagoją się, odzież moźna
wymienić...tylko co z ranami na duszy...te czasem
nigdy się nie goja...wiersz na czasie
pozdrawiam ciepło, choć na zewnątrz pogoda minusowa
Zakrwawioną...jest a,
Bardzo życiowo, pozdrawiam :)
Brawo za odwagę, straty w imię dobrej sprawy muszą
być.
Pozdrawiam :)
Problem "prawdy" sprowadza się
do tego, że to co dla jednych jest
prawdą, dla innych może być
kłamstwem.
Pozdrawiam.