Żebrak
Wyciągnięta dłoń
O chleb prosi w błaganiu
Jego oczy to smutku toń
Zmęczonego w codziennym żebraniu
Ludzie przechodzą dookoła
Obojętnie na niego patrząc
Nieobecność litości, kolejny ruch
Jakby go za biedę każąc
Brak nadziei w jego oczach widać
Bez granic ocean zniechęcenia
Ileż można tak jałmużnę brać?
Zadaje sobie on pytanie, bez skutku
Opuszcza zrezygnowany głowę
Przeszłość swą świetną wspomina
Zapomniawszy dobroci smak
W niemym proteście palce zagina
Któż mu pomoże na tym świecie trosk?
Kto mu poda pomocną dłoń?
Jego duma topnieje jak wosk
A chęć życia to jego broń...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.