ŻOŁĄDŹ
Rósł sobie
szczęśliwie na dębie
czekając
na odpowiednią chwilę
by samodzielnie powędrować w świat.
Kiedy matczyne liście żegnały go
brakowało
jakoś tej chęci
do przemierzania świata.
Rozglądał się w trawie,
gdzie był codzienny zgiełk,
myśląc co dalej począć ze sobą.
Wówczas dłoń ludzka ujęła go,
dodając mu ręce i nogi,
a potem schowała do torby.
Rozprostował te nowe swoje kończyny
i westchnął
z uśmiechem mówiąc
– Zdobędę cały świat
wędrując z tym dużym
Pomiędzy Łodzią a Krakowem Październik 2003
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.