Zwierzenie nieba
Zachmurzyło się niebo kaprysem,
zaciągnęło niewinnym marzeniem,
deszczu łzy skropiły nieboskłonu lica,
cichy wiatr zaszumiał westchnieniem.
Błękit mój zawsze tłem dla świata,
mały obłok wytchnieniem kiedy żar
dokoła,
gwiazd plejada podziwiana nocą,
a ja samotne, milczeniem być zdołam.
Ani wtedy gdy słońce się chowa
w morza tonie szmaragdem spowite,
nikt nie powie: spójrz słońce zachodzi
a niebo ma zasłony piękne
z kolorowego tiulu uszyte.
Kiedy gniew w błyskawice utkany,
lęk i niepokój budzi, wtedy też nie mnie
podziwiaja, tylko ogniste zygzaki.
Ech ludzie!
Innym razem tęczowy uśniech
w osłupienie i podziw wprowadza
a ja znów tłem tylko jestem,
lecz nie zazdroszczę, płaczę wtedy
deszczem.
Choć nieistotne i niezauważone,
radosne jestem w całym swym błękicie, bo na
mym tle cuda te wyeksponowane i dzięki mnie
mają swoje życie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.