Zyc nie umierac.
Stara kapota na grzbiecie,
buciory sprzed ilus tam lat,
jeszcze kapelusz z okapem
i ruszam w moj lesny swiat.
To nic, ze leje od rana,
las rozszemrany w strugach,
wchodze w zielona dusze,
moze podsluchac sie uda?
Szum deszczu miesza sie pieknie
z dzieciola dalekim stukaniem,
me mysli juz najszczesliwsze
nicmi pajeczyn splatane.
Tego nie umiem przekazac
jak grzybki radosnie zbieralam,
same prawdziwki-przysiegam
szybciutko w koszyk chowalam.
I nikt juz nie jest w stanie
odebrac mi tej swietosci,
wiec bardzo czesto tu jestem,
bo las ma same milosci.
Nie musze koniecznie kogos
na te podboje zabierac,
tu wreszcie dokladnie pojelam,
co znaczy zyc-nie umierac.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.