Życie me straszne
człowiekowi którego nienawidze i kocham zarazem...
Życie jest piękne przy Tobie jak zawsze,
życie normalne, życie swobodne, lecz gdy
wracam do domu, nie żyje już w cale, jestem
rosiliną, nie mogąc nic zrobić trace
nadzeję, że mógł bym kiedyś byś przy Tobie
na zawsze.
Jestem bez barwny, nie widzalny, chodze jak
duch, jak cień człowieka, nie przeszkadzam
nikomu, bym mógł się z Tobą spotkać.
Obietnice, będze lepiej, będzesz mógł
wyjść, nic nie zmieną, bo trafiłem na
człowieka który obiecuje lecz nie spełnia,
trafiłem na człowieka nieomylnego, zawsze
ma racje nawet gdy nie jej nie ma, nigdy
nic złego nie zrobił, zawsze bez winy,
takiemu nic nie pomoże, w żaden sposób nie
przekonasz takiego, że sie myli, że jest
nie tak jak mysli, ale cuż ja moge
zrobić?
Żyć ja żyje pod dyktatórą świętego,
patrzącego tylko na siebiei sie nie odzywać
by problemów nie mieć.
Lecz to się skończy, jeszcze zobaczy,
jeszcze się obudzi zaskoczony powie jestem
sam, nie będze nikogo kto by mu pomógł,
lecz do czasu wolności musze cierpieć, a Ty
ignorować me cierpienia bo nie chce by Cię
dotkneła chociaż odrobina tego co przeżywam
co dzeń, wojny, męczarnie nie ludzkie by
nie było miejsca gdze można sie zaczepić,
by nie było powodu do kary nieznośnej, bym
mógł się z Tobą spodkać.
Fizycznie wytrzymam cochodź bym miał leżec
w szpitalu, lecz psychika za słaba, wkródce
nerwy pękną i tama wezbrana wyleje tedy
smutki me wielkie, złość, nienawiść i
wyląduje w szpitalu, będzie warto chociaż
raz powiedzeć co myśle, będzie warto
chociaż roaz go zniszczyć mymi myślami, by
nie mógł już nic powiedzeć, zabić, zranić,
odejść, oszukać, woarto będzie chociaż raz
mieć spokój.
...oby to przeczytał i mienił swoje postępowanie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.