Żyj
Budynki szpitalne zawsze mnie
odstraszały.
Przyszłam tam, żeby odwiedzić
przyjaciółkę.
Patrzyłam na nią, pogrążoną we śnie,
Na jej spokojny oddech...
W korytarzu spotkałam lekarza.
- Panie doktorze, naprawdę nie ma żadnej
Nadziei?
On popatrzył na mnie spokojnie,
Położył rękę na moim ramieniu i szepnął:
- Kochanie, to jest hospicjum,
Nie leczymy tu chorych.
Uśmierzamy tylko ból
I pomagamy im godnie umrzeć.
- Pomagamy im godnie umrzeć...
Powtórzyłam bezgłośnie.
Osunęłam się na krzesło
Patrzyłam pustym wzrokiem na ścianę stojącą
naprzeciwko mnie.
- Uśmierzamy tylko ból...
- Na co jesteś chora?
Usłyszałam cichutki głosik.
Koło mnie siedziała mała siedmioletnia
dziewczynka.
- Nie jestem chora.
Przyszłam w odwiedziny.
- Czyżby?
Zapytała zmuszając mnie do spojrzenia w jej
błękitne oczy.
Nie były oczami dziecka,
Raczej oczami doświadczonej, dorosłej
osoby.
- Twoja dusza jest chora.
Powiedziała z przekonaniem.
Patrzyłam na nią
Nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
Westchnęła.
Wzięła moją rękę i podwinęła rękaw.
- Wiedziałam – pokazała mi bliznę.
- Nie ukryjesz się tutaj.
W hospicjum
Samobójców widać jak na dłoni.
Nagle coś się w niej zmieniło.
- Dlaczego ja, a nie ty?!
Zapytała mnie ze złością.
- Dlaczego nie jesteś na moim miejscu?
Tupała nóżką o podłogę.
Peruka ze złotych włosów odsunęła się
nieco
Ukazując jej małą łysą główkę.
- Bóg jest niesprawiedliwy!
Mówiła dalej.
- Ja chcę żyć!
Rozpłakała się.
Przytuliłam ją.
Była taka bezradna...
- Żyj. To dar.
Szepnęła mi do ucha.
- Kiedy pomyślisz, że życie straciło
sens,
Pamiętaj o mnie...
Otarłam jej łzy.
Uśmiechnęła się
Po raz pierwszy.
Z pokoju przyjaciółki dobiegło mnie
Ciche wołanie.
Weszłam tam.
Już nie spała, lecz opierała się na
poduszkach.
Usiadłam obok niej,
A ona złapała mnie za rękę.
- Obiecaj mi...
Szeptała.
- Obiecaj, że od dziś będziesz żyć za nas
obie.
Za siebie i za mnie.
Obiecaj...
- Obiecuję.
Paulinie (25.04.1990-12.06.2005) oraz Anielce (24.12.1998-30.03.2006)
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.