Arytmetyka
Jakże optymistyczna to arytmetyka,
że chce się żyć, a raczej umierać.
Za obopólnym milczącym przyzwoleniem,
słowa zmieniają swoje znaczenia,
nowy trend zgodnie z przeznaczeniem.
Darzbór i do widzenia!
Tam chmury wszystkie księżyce dzielą,
a ciemne mgły dokończą dzieła.
Rosochate szpony wciąż tną i tną.
Na ścianie piękne poroże wisi.
Nie czas na wyrzut sumienia,
kolejne requiem wiatr śpiewa.
Trzeba latu dać skonać,
robi się mgliście, to jesień oczywiście.
Szmery i te wszystkie niedomówienia,
co wiosną zawsze się wyjaśnią.
Potwierdzą wszystkie doświadczenia.
A potem drzewo w zieleń się stroi,
barwi odcieniami złota.
Gubi listek za listkiem, zaklęcia szeptane
wszystkie.
Jakby szukało potwierdzenia,
że jeszcze drży i wciąż w górę rośnie.
Autorytety śmieszne i zużyte są,
jak sponiewierane kopyta konia ulicznego
dorożkarza.
Wypalić słowa ogniem, perfekcyjnie z
zyskiem.
Wyrwać ręce drzewom, bo wcale nie
potrzeba
ze starych ksiąg kurzu strzepnąć.
Wedle wszystkich znaków ziemi i nieba,
jak najszybciej chcemy zdążyć,
by raz na zawsze siebie wykończyć.
Komentarze (46)
Bardzo smutna refleksja Aniu,
niestety z tym wykończaniem siebie, to masz sporo
racji:(
Pozdrawiam Cię serdecznie, przed długim spacerem,
jeśli deszcz mnie nie zaskoczy.