Atlantyda
O bezkresnym morzu śniłem.
Na pokładzie jachtu mego,
wyimaginowanego,
żeglowałem ostro na wiatr,
by z chmurami się ścigając
Atlantydę swą odnaleźć...
Nie widziałem ani lądu,
ani wyspy wymarzonej...
Gdy wróciłem nieszczęśliwy,
zrozumiałem, że to morze
Atlantydą mą jest przecież.
Tam jedynie tak naprawdę
byłem wolny, wolny, wolny...
All hands on deck i żagle staw.
I znów na morze, znów na wiatr.
Cel jest jasny: przylądek Horn.
Przylądek Horn, przylądek Horn...
Komentarze (1)
Treść głęboka i porywająca,klimat ciepły i
romantyczny.