Bajka o losie i przeznaczeniu
Za górami, za lasami – jak to w bajce
bywa;
nie mogę określić tego imieniem,
ani powiedzieć, jak to się nazywa;
załóżmy, że spotkał się los z
przeznaczeniem.
A że los był ślepy, przeznaczenie głuche
i nie mogli tak zwyczajnie konwersować,
to zaczęli czuciem i na migi, ruchem
swoje życie z lekka sobie komplikować.
Ślepy los dał odczuć tu donośnym głosem,
że to on jest właśnie takim
przeznaczeniem.
Przeznaczenie miga, że ono jest losem.
No i tak powstało bardzo wielkie
wrzenie.
Jak to w życiu bywa – chodzi kto
ważniejszy,
więc jęli to krzykiem i siłą ustalać.
Kompromis odpada tu na dzień dzisiejszy
i jeden drugiego racje chce obalać.
Obalają wszystko, każdy bestia chytra.
Księżyc już im srebrzy pejsy i łysiny.
Wtem patrzą – furmanka. Woźnica pół
litra
obala ze smakiem. Jest bardzo
szczęśliwy.
Siedli na furmankę, bo dnia już ubywa.
Pytają woźnicę z wielkim zadziwieniem,
Jak mu życie płynie. A koń się odzywa:
Jestem jego losem, a wóz przeznaczeniem.
Nagle zrozumieli; żeby wszystko grało,
była pełnia szczęścia, dobrobytu także,
więc jakby nie było i co się nie działo
to los z przeznaczeniem zawsze chodzi w
parze.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.