Bajka o mnichu
Raz pewien Jezuita na widok panny Zosi
powiedział „Ta kobita, sama o grzech się
prosi.
Tu jej kształty opisał w kilku dosadnych
słowach,
szepcąc by nikt nie słyszał. „W dodatku
jeszcze wdowa”.
A wiedział z źródeł wielu, wiarygodnych (a
jużci),
że wdowa, przyjacielu, żadnemu nie
przepuści.
I nagle, nie wiem czemu grzesznie zamarzył
skrycie.
Żadnemu, to żadnemu. To też i Jezuicie.
Lęk padł na mnicha blady, jak ci w bieli
anieli.
Stwierdził, że nie da rady i zamknął się w
swej celi.
I przywdział włosiennicę oddając się
pokucie.
Zatrzasnął okiennice, aby od świata
uciec.
A gdy w blasku gromnicy czytał księgi
uczone,
czuł zapach jej spódnicy i myślał. Taką
żonę
mieć to by człowiek poczuł, że żyje na
całego.
W nocy by się nie moczył i nie musiał
„tentego”.
Zaczął się więc biczować robiąc to z wielką
siłą,
by chuci opanować. Ale nie przechodziło.
I poszedł na spotkanie do samego
przeora,
a ten mu jedno zdanie. „Ty ora et
labora.
Żaden z ciebie ksiądz Robak, ni ona panna
Zosia,
lecz poważna osoba, proboszczowa
gosposia.
I to ci powiem jeszcze. Wprowadzam taką
zmianę.
Od dziś czytanie Wieszcza jest u nas
zakazane”.
Komentarze (3)
Bardzo ciekawa satyra o rozmyślającym jezuicie:)
:))
Witam
Jak dla mnie, ten wiersz nie jest
zbyt optymistyczny, ale za to
w pełni satyryczny i w tym
klimacie, moim zdaniem, zawiera
trafną i dowcipną ironię.
Pozdrawiam:}