Bezimienna śmierć
Ciemny , cuchnący zaułek ,
Podłoże pokrywa warstwa zatęchłego błota
W rogu przy odrapanym murze
Kontener stary, rdzawy i pełny
Między nim a ścianą, łoże z kartonu
Przyozdobione rozłożoną gazetą
Obok w tobołku brudnym, dobytek życia
ukryty
Okryte szarobrunatnym paltem
Co epokę Gierka pamięta
Zwinięte w kłębek, pokurczone ciało
człowieka spoczywa
Głowę ma owiniętą szalem
szkarłatnoczerwonym
A słabe światło księżyca twarz brodatą
oświetla
Twarz bruzdami zdobioną, jak za oraczem
ziemia
Wrzodami poznaczoną i bliznami wieloma
Pod brudnymi powiekami schowane
Oczy blade, wygasłe
W których nadal na świat wygląda
Ból, głód i przerażenie
Dłonie wciąż zaciśnięte, stężałe w śmierci
objęciu
Przyciśnięte do chudej piersi…
Zimny wiatr od wschodu, nagłym swym
podmuchem
Uniósł do góry skrawki papieru
I zawirował nad ciałem
Tak jakby chciał z nimi unieść, bezdomnego
duszę
Samotnie tu umarł
Bez łzy jednej odszedł
Bez imienia
Bez miłości
W pamięci nikogo już nigdy nie
zagości….
... czasami na zycie spoglądam inaczej
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.