Bezwzględna bezsenność
Jest piąta godzina, duch snu nie
przychodzi
Oko jakby w dzień zmęczeniem nie
przeszło
Daleko ode mnie Morfea królestwo
Niebo zielenieje to Helios już wschodzi.
Zaciskam powieki by zasnąć na siłę
Wskazówka odmierza, wciąż skamle i
warczy
Zmęczony organizm od nerwów aż tańczy
W nadzieji wielkiej do snu się zmusiłem.
Sen płytki wnet chwycił i sucho w nim
brodzę
Zegara dźwięk ginie niczym górskie echo
Szum bystrych potoków jest senną
pociechą
Pod wodą kształt pstrągów – natury
owocem.
Po lewej zaś drzewo, twór złotej jabłoni
Subtelnie do góry pnie swoje konary
Wyciągam, więc rękę by zerwać zeń dary
Tu wszystko mieć mogę na gest prosty
dłoni.
Mam wszystko na tacy nic tutaj nie
trudzi
Lecz źródło szumiące – kran
niezakręcony
Świadomość powraca, ja dalej zmęczony
To Helios promieniem, z zenitu przebudzi
Uległem iluzji moich wyobrażeń
Choć dobrze nie spałem, nadeszło
świtanie
Czas oczekiwania na panewce spocznie
Bo trudno już będzie powrócić do marzeń.
Komentarze (3)
piszesz fajne wiersze,słownictwo nie banalne rzekłbym
że nawet bogate,pozwalające wyrazić głębiej co się
czuję lub co nami rządzi.Oglądałem niedawno ,,Cyrana
de Bergeraca'' i twój wiersz [nie broń boże , nie myśl
że coś sugeruję] dziwnie ale oddaje mi podobny
nastrój.Nastrój człowieka o głebokim wnętrzu który
prowadzi monolog....o tym że nie może spać.[ale sie
rozgadałem]Cześć.
Bezsennosc mam dzisiaj, przeczytalam wlasnie Twoj
wiersz, ale moze sen przyjdzie. Dobry wiersz.
Pozdrawiam.
Bezwzględnie zrozumiałem cudnie - śpisz sobie dotąd aż
nastanie południe,a gdy iluzja twój umysł połechce to
oczekiwanie spali na panewce.