Brak słów
Jestem jak ślepiec nie widzący nigdy
kolorów.
Za to dobrze słyszę radość i smutek.
Wyciągam ręce by dotknąć kształtu życia.
A usta wyginam by smakować dźwięki.
Ty widzisz wiele lecz mało rozumiesz.
Myślisz może, że to mi trzeba pomóc.
Rzucasz niepożywne słowa jak plewy na
wiatr.
Kiedy to robisz to strasznie się garbisz
– swym dotykiem wyczuwam wszystkie
twoje garby.
Zamiast jałmużny zostawiasz w moich
dłoniach etykietkę – „niezdolny
do miłości”
I nawet na mnie nie spojrzysz więc idę
żebrać do innych ludzi.
Ty dalej nie rozumiesz jak można kochać to,
czego się nie widzi.
Bo nie traktowałbyś mojej intuicji jak
ubogiej ciotki – z fałszywą
uprzejmością.
Bezwstydnie żebrze o godność, której
pozbawia mnie lekkomyślnie Twój brak słów,
kiedy przechodzisz.
Traktując moje serce jak podrzędny motel
pozostawiony sam sobie na chłodnym
pustkowiu.
Nie rozumiesz, że dźwięki i dotyk są
jedynym moim wzrokiem.
Ty wolisz mięsne konkrety rzeczowych
potwierdzeń.
Tobie niczego nie brakuje, gardzisz ślepą
miłością.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.