BURZA
Bóg rozdarł brudny papierowy worek
chrzęst darcia
gniecenia w cierpliwie bawiących się
drobnymi kulkami papieru palcach
miliony szczegółów
rozczytanych win
wyfrunęły szare czarne wióry
ze zmielonego horyzontu
zmielonej przestrzeni
małego rozbłyskującego
światłem od wewnątrz
okienka na strychu nieba
opłatki
lekkie i zdecydowane
jak żyletki
ostrugały drzewa, dachy, ludzi
skrzydełka popiołu
demaskujące ziemię, życie
kruchość
ciało
i jego podskórną
architekturę wzruszeń
gołębie piórka oblepiły parapety
chmury
łodygi traw
dachy wnętrza kominów
przeguby umysłów
chór
elektryczności
podniecenie
przyczajonych bestii powietrza
uległość osaczonej widowni
jaskinia krajobrazu
pętla horyzontu wokół pasa
szyi
przestrzeń
jak pudełko od zapałek
werble zwiastujące początek i koniec
kurtyna niczym płyta nagrobna
mignięcie brokatu oka w górze
przez szparę w niebie ktoś podgląda
przez szparę w ziemi
ktoś wyciąga dłoń
pełną sierści paznokci i propozycji nie do
odrzucenia
to Bóg
i Diabeł
przeplatają się
na tej samej scenie
choć po przeciwnych stronach
wrzask schodzących się światów
srebrzystych ścięgien emocji
piorunujących siebie nawzajem
Komentarze (2)
Dzięki za chwilę uwagi, kłaniam się.
Muzy nie słuchałam, ale rock gotycki:) mój klimat
też...Włączyłam gościa, podoba
Chór elektryczności. Wiele tu elektryczności. Ten Twój
brokat podobny jak u Petera Murphy, jeśli słuchałaś,
nie wiem, ale takie tu klimaty, jak dla mnie.