Chyłkiem
Ty potworze,
Ja nie mogę,
Patrzeć w ciebie, w znaki,
Na niebie.
We dnie w nocy, szukam pomocy.
To się przez się, nie rozumie, dla
Ciebie
Że ja nie umiem,
Że ja nie umiem.
Okrutniku, ty demonie, zostawiłeś mnie,
Ja musze, zabić ciebie,
Swoim gniewem.
Bez litości i czułości,
Ostrzem chowanym w braku miłości.
Lecz gdy się poduma...
To się już rozumie,
Że ja nie umiem,
Że ty nie umiesz.
To była moja i twoja duma...
Przyczyną tego, wszystkiego.
Mówi samo to za siebie,
Bo ty w gniewie, słowem – biczem,
Chować kaprys miałeś.
Teraz w niebie,
Siedzieć nie powinieneś.
Ja się zemszczę,
I to szybko,
Siła wielką, chyłkiem gniewnym.
Musisz zrozumieć,
Że ja nie umiem,
Że ja nie umiem.
Błąd był twój, reszta – twoja,
A ja sama, pokarana.
Moja własna,
Była ma niewola.
Za swą niewinność i inność.
Ja nie umiem,
Ja nie umiem.
Uratować siebie, potrafię tylko w
gniewie.
Pragnę tylko siły większej, chyłkiem
większym,
Ugodzić boleśnie. Śmierć szerzyć, a zacznę
od Ciebie.
Dam ci prezent, ukochany - mą niedole,
oddać ją możesz,
Przy najbliższej sposobności,
Jakiejś swojej innej,
Miłości.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.