ciało-palenie
idziemy każdy swoją drogą... jesienią zatrzymujemy się i...
cała ja - nie mogą zobaczyć łez bólu
niepewności
dla nich muszę być jak stal maszt
niewzruszony
uśmiech od do samo słońce
tylko ja - znam recepty na każdą
przypadłość
w kokonie spokojności bezpiecznie wygodnie
rozwijają się kwiaty niespokojnej łąki
jednak ja - z opadającym liściem schnę
srebrem
zmęczonym oczom rozpościera się widok
dzisiaj
oni silni ja tracę oczka w grze potem
widząc marne widoki postawy kokoszki
bardziej
chowam ramiona znikając w swojej samotni
złoto w ogniu się doskonali*
owszem byłam ich siłą pancerzem zbroją
rajem
lecz drzewo nasiąka glebą niedoskonałą
karmicielka ziemia z czasem jałowieje
zasadziłam lecz co wyrośnie... bez kija
lecz z laską
Komentarze (7)
Pomysłowy wiersz, ciekawie napisany, pozdrawiam b:)
Od urodzenia to mamy, cichutko powoli,
rośniemy, dojrzewamy a później się samo spalamy.
Wydaje mi sie (a sugeruje sie rowniez tytulem) ze
chodzi o wewnetrzne wypalanie emocjonalne. Gdy udajemy
przed swiatem maskujemy swoje slabosci nie chcemy
pokazywac bolu i cierpienia - powoduje to kumulacje
stresu i depresji
Tak zinterpretowalem
Pozdrawiam
Ciekawy przekaz. Brzmi jak zaduma matki nad procesem
wychowawczym.
Pozdrawiam:)
Ciekawy, refleksyjny przekaz!
Pozdrawiam!
zatrzymał mnie ten wiersz
Warto wziąć sobie do serca treść tego wiersza :)
Pozdrawiam serdecznie +++