Ciemność.
Usłyszałam szum...
Coś przeleciało mi nad głową.
Nagle zobaczyłam tłum,
który zadławił się swoją mową.
Słowa tak niezrozumiałe,
latały wokół mego ciała,
które poczuło się takie małe,
a moja dusza - jakby się bała.
Zobaczyłam blask,
błękitem swych oczu
i zaczęłam podążać
w tamtym kierunku.
Wtedy stanęłam na uboczu
i zobaczyłam krew
na opatrunku.
Zapadła ciemność
i zaczęło jakby łzami padać,
a ja uniosłam ręce,
już prawie świadoma,
nagle z lewej strony,
zaczął się ktoś skradać,
a ja czułam się wtedy
jak niewidoma.
Zaczęłam uciekać,
bo nie wiedziałam kto się zbliża,
słyszałam te kroki,
słyszałam jak drwi.
Poczułam nagle,
że podłoże się uniża,
a ja jakby tonę
w basenie krwi.
Nie mogłam oddychać,
krew wypełniła mnie,
straciłam przytomność,
lecz wiedziałam co się dzieje.
Wtedy właśnie znalazłam się na dnie
i usłyszałam jak ktoś się śmieje.
Teraz krew spłynęła kanałem,
poczułam się mokro,
jakbym była w kremie,
czułam się bardziej,
jakbym była poza ciałem
i nagle zaczęłam odgarniać ziemię.
Było jej tak dużo,
sypała się z góry.
Nadal było ciemno,
nic nie widziałam
i teraz dotknęłam,
zimne jakby mury
i teraz pojęłam,
teraz zrozumiałam.
Ten śmiech,
o którym była wcześniej mowa,
pochodził od mordercy,
od strzału jednego,
na który niestety nie byłam gotowa
i nawet nie mogę ukarać winnego.
Pozbawił mnie życia,
pozbawił oddechu,
gubię się w ciemności,
przed nią nie ukryję.
Teraz czekam
na potępienie jego grzechu.
Pragnę tego,
bo przez niego
ja nie żyję.
death is not the end..
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.