Co mnie nie zabije to mnie zrani...
Kocham Cię...
Tym razem bez odzewu słowa rzucone,
Kończy się,
Jak zwykle odpychają dłonie niegdys z mymi
splecione.
Cienie jakieś dłuższe, księżyc słabiej
świeci,
Tym razem nie gwizdam w powrotnej
drodze,
Tym razem szlocham katowany cudem
przekletej pamięci.
Tym razem nie tańczę do gwiazd, w
najgłębszym cieniu nocy brodzę.
Wszak ciągle jestem młody,
Ale jak długo jeszcze?
Ile jeszcze upłynie wody,
Nim miłości płomienie zwalczą beznadziei
deszcze?
Urodzony dwieście lat za późno,
Żyję, kocham i oczekuję marnie,
Próbując w tym świecie odnaleźć się na
próżno,
Wtedy mógłbym to choć skończyć
bezkarnie...
Co mnie nie zabije to mnie zrani,
Ile ran jeszcze może przyjąć serce,
Nim się samo wykrwawi,
Nim się rozpadnie w niekończącej rozterce?
Komentarze (1)
duzo, bardzo duzo ran... nie wiem czy wogole moze sie
wykrwawic.
swietny wiersz.