Codzienność
Codzienność woła mnie i wciąż wymaga
Bym tym co zobaczę jażń swoją sycił
Więc wlokę przez wszystkie żywota ten
bagaż
Choć przecież nawet nie umiem go zliczyć
Poranny autobus i droga do pracy
Ludzie weń wsiedli,skupienie w nich
drzemie
Więc im nie przerywam,niech będą już
tacy
Każdy z nich przecież swą chwyta
nadzieję
Im się więc nie przydam,własne mam
tęsknoty
Chociaż pasażerka łypie na mnie okiem
Nic mi jednak po tym,czas mi do roboty
Opuszczam autobus,ruszam szybkim krokiem
A w robocie codzień teorii jest wiele
Słucham tego pilnie dziwiąc sie
niezmiernie
Ten ma złoty przepis jak być
przyjacielem
Puszy się i mówi-bierzcie przykład ze
mnie
Ów wciąż kombinuje jak innych wyprzedzić
Z myslą nieodpartą by wielbić go za to
To najlepszy sposób-przez swe zęby cedzi
A ja milczę- bo cóż mogę odpowiedzieć na
to?
Dniówka szybko mija,czas do przodu
płynie
Jeden z drugim liczą ile są do przodu
Myślę że tak całe życie im przeminie
Licząc by mieć więcej wnet doświadczą
głodu
A życie nie po to by je maltretować
Choć każdy sobie kuje co jemu się zdaje
Przyjdzie kiedyś chwila by to
zweryfikować
Co jest to prawdziwe a co-co się wydaje
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.