Czasami jeden uśmiech...
Siedziała w kręgach czerni
Nuciła niemo melodię
Aby zagłuszyć pędzącą ciszę
Ciemność obijała się o jej głowę
bezlitośnie
W dali nuty krążyły wolno otoczone smołą
Nie składały się w logiczną całość
Krwawe dźwięki rozmazywały się
Oddalały
Ciemność.....cisza
Struny rozpruwały jej serce
Kałuże bólu deptała bezwiednie
Światło jednej świecy
Podążyła ku niej
Potykając się o dywany smutku
Droga nie oświetlona blaskiem
Samotne, rozżarzone drzewa
Paliły jej ciało
Czarne krople deszczu zamazały jej twarz
Zgasł płomień
Nastała pustka
Dźwięki coraz wyraźniejsze...omijały
ciemność
I ON....świetlisty, zszedł ku niej
otrzepując mrok
Przetarł smołę z oczu i rzekł:
- Wkroczyłaś w świat czerni
Bezwiednie sama go stworzyłaś
Musisz go pokonać
...Czasem jeden uśmiech znaczy więcej niż
setki zapalonych świec...
I zniknął...
...Czasem jeden Twój uśmiech znaczy więcej niż setki zapalonych świec....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.