Czasy burz
Czasy burz, takie okrutne, srogie, huczne
wichry dęły,
nie pamiętam nawet kiedy, gdzieś, przed
laty się zaczęły...
W ich istnieniu żywot prządłem, byłem
ciemnią otoczony,
deszcz, on łupał twarz na prochy, popiół mi
był przeznaczony,
grzmoty nie cichły, z błyskami tańcowały w
strony cztery,
nie szczędziły mnie, lecz bodły wprost w
serce pogód maniery,
wicher, już wspomniany omen, żądał
nadstawiania karku,
męczył, aż łamało w kościach, pragnął
rozkruszania barków,
nawałnice nadciągały, nieszczęścia
kumulowały,
brakowało tchu, gdyż płuca pyły ciężkie
rozrywały...
Zastanawiam się co teraz, kolejna przed
sztormem cisza?
Oberwanie chmury? Spokój? Odetchnę czy będę
dyszał?
Nie wiem, nie znam osobnika, co z
przyszłością listy wręcza,
może znów martwy huragan, może wreszcie
żywa tęcza...?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.