człowieku z Pura Besakih
kucnąłeś przy moich nogach obleczonych
w sarong gdy siadłam na jednym z tarasów.
byłam jak niespokojny Agung
a ty - jak wioska u zbocza. tkwiliśmy tak
wiele godzin nie znając swoich modlitw.
stareńki suchy rolnik i drobna europejka.
nadałeś mi miano czcigodnej pochylając
głowę nad koszem dziękczynnym z liści
pełnym barwnych kwiatów. paliłeś słodkie
kadzidła dbając o dym ofiarny i ryż
przyklejałeś troskliwie do mojego czoła.
love need no thinkin
love need no thinkin
pamiętam gardłowy szept.
kim byłeś nieżądający zapłaty za
obecność. nie powiedziawszy
niczego - czułam się wysłuchana.
twoje życzliwe oczy rozpuściły
przestrzeń. ryż kapał z łzami minut
zmieniając się w gwiazdy
i udoskonaliły się prawa jakby nikt
nigdy nie czekał na początek tygodnia
gdy Bóg wypowie słowo
Komentarze (34)
O hinduizmie nic prawie nie wiem, ale nie trzeba
wiedzy, by odczytać ten piękny wiersz-relację z
duchowego doznania na pograniczach. Wyobrażam sobie ,
że musiało to być wstrząsające doznanie.
oniemiałem ale tutaj to norma; genialny wiersz
To musiało być nie lada przeżycie :)
Pozdrawiam ciepło Wando:)
Myślę, że wiersz jest wspomnieniem z wyjątkowej
duchowej obecności w świątyni matki - Pura Besakih.
Takiej wizyty się nie zapomina. Pozdrawiam w zadumie.
Spokojnej nocki:)