Czy pamiętam
czarny warkocz, gdy zdyszani...
Jakże mógłbym go zapomnieć.
Pośród mniszków sploty zdobne
rozplątałaś niczym czary.
Sad zaszumiał miodo-śpiewnie,
aż jabłonie spiekły raka.
Każdy z liści słońcem kapał,
gdy wyczułem twoje drżenie.
Trawy miękkie i soczyste
falowały wprost bezwiednie.
Upoiły rosą z wdziękiem,
utworzyły szczęścia wyspę.
Kiedy późny zmierzch zaskoczył,
lekki sen i zwiewną jawę,
cichy szept i nieba skrawek,
znów związałaś w splot warkoczy.
Komentarze (49)
Bardzo ładne strofy:)
Taki cudowny warkocz :)
piękne romantycznie pozdrawiam
sliczny wiersz, obraz pachnacy latem i miloscia:)
pozdrawiam:)