Do zguby prowadzony
W czarnej otchłani przechodzi On.
Spokojnym krokiem idzie przed siebie.
Nie patrzy w górę, nie wie o niebie.
Nie ujrzał nigdy słońca blasku. Zimny
ton
Z jego ust wydobywa się.
Nie widać twarzy.
On się nie obnaży.
Nie pokaże wam, co w nim kryje się.
Nie ujrzelibyście i tak tego, co wam
pokazuje.
Nie zobaczylibyście, co On wskazuje.
Na ciele ma czarną płachtę.
Głowę osłania przez chustę.
Na sercu wycięty odwrócony krzyż.
Na znak buntu i niewiary.
Załamany idzie powoli.
Nic go nie boli.
Męczą go myśli bez miary.
Zapomniał o nim każdy towarzysz.
Nie zważa na nikogo.
Szydzą nim, nie znają go.
Ktoś jednak prowadzi za rękę tą istotę.
On sam nie idzie.
Samotnego życia nie wiedzie.
Może to skończy jego niedolę.
Prowadzi go sam Lucyfer.
To On nie pozwala mu zaznać spokoju.
To On nie wypuszcza go z tego marnego
pokoju.
Prowadzi do zguby, prowadzi jak ster.
Wyrwać się nie może.
Już koniec, nikt mu nie pomoże
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.