W domu
Rozsiadło się w niej zmęczenie
Rozsypały jasne włosy
Umarło pierwsze marzenie
usłyszała niepokorne głosy
Niby grzeczna,niby taka skromna
taka czysta,niczym nie skalana
ależ silna i jakże niezłomna
taka piękna-mówili-jak mama
Ale w duszy brzydka i chora
luźne włosy i zszarzała cera
do dawania wciąż nadto jest skora
coś ją w duszy okrutnie uwiera
Wokół siebie rozdaje niewinność
da każdemu ,kto tylko poprosi
Taka słodka się zdaje jej inność
ale inność pokory nie znosi
Gdy w jej domu zabrakło miłości
na ulicy znalazła ją szybko
lecz skradziono jej resztki godności
i jak posąg jej życie zastygło
Oddawała każdemu swą miłość
Hiv zabrało marzenia w głąb duszy
oto uczuć brak zebrał swe żniwo
z tych padołów już naprzód nie ruszy
Nie zatrzyma się przy znaku stopu
oto skręca w las ciemny,okrutny
i jak wody złego potopu
los się zmienia w niewdzięczny i smutny
Dziś wyrusza do chmur, do wszechświata
w sercu młodym rozpaczy brzmi ton
mówią ludzie-piekło domem jest
samobójców
ale to przecież też dom...
Komentarze (5)
przeszły mnie ciarki, okrutna rzeczywistość, dobry
wiersz, pozdrawiam serdecznie
Bardzo smutna rzeczywistość, brak miłości sieje
spustoszenie! Przejmujący wiersz, pozdrawiam
dosadne, pozdrawiam
HIV razej zbyt doslowne . Calosc.ciekawa.. Chyba
ostatnia srtofa do mnie trafiła najbardziej .
okrutna rzeczywistość braku miłości we własnym
rodzinnym domu
miłość kształtowała ulica brrr na samą myśl się
wzdrygam
pozdrawiam:)