Dziec...
Ludzie, idąc, opuszczają głowy
Patrzą zawsze pod nogi
Razi ich dzienne światło
Pilnują się sztywno drogi
A ten brzdąc obok?
Z głową zadartą do góry?
Patrzy ze szczęściem w oczach
Podziwia na niebie chmury
Człowiek spojrzy, pomyśli-
Będzie padać. I tyle.
Nigdy mu się nie przyśni
By w deszczu ganiać motyle
Jest tak potwornie czysty
Nie zapomni się, nawet na chwilę…
W ludziach skończyło się szczęście
Marzenia ich już przerosły
Odeszły w niebyt najczęściej
Teraz dawni mistrzowie to osły
Nieprzyjemne strasznie to przejście
Ten wyścig by stać się… dorosłym
Lecz ja się staram cieszyć, uśmiechać!
Cytować ciągle Osiecką,
Lecz nie da się ciągle od prawdy
uciekać-
Umarło we mnie dziecko
Już nie widzimy piękna
Fantazje się wszystkie wytarły
Rzeczywistość nieszczęsna-
Dzieci w nas umarły
Wszystko takie porządne, do końca
ułożone
Na pierwszym miejscu pracę, na drugim dom i
żonę
A ja się boję zapytać – czy już
wszystko stracone?
Czy nie można jak dziecko, zostawić
nieskończone?
Spojrzeć na coś innego, zagapić
się….
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.