ELIPSA
Ani jedna łza,
to Słońce świeci mi w twarz.
Ja naprawdę nie wiem skąd.
Powiedziałam przez łzy: -I tak kocham
życie. Bóg ze mną jest.
Głupie paranoje? Ułudy?
Bzdura!
Dziecko Nocy bez chusteczki.
Już nie potrzebna.
Nikt nie wierzył, a ja już wcale.
Więc słowa na marne?
Nie, została wierność i prawda.
Tego nic nie odrzuciło.
Teraz mówię to z pełnym przekonaniem.
Coś mnie pchnęło.
Padłam.
Schlapała mnie brudna woda.
Ciemna kałuża, w jej lustrze był lazur.
Po czym spadł deszcz.
Zaczął zmywać brud razem z bólem.
To uczyniło mnie murem.
Kałuża rozlała się w całość.
Sama teraz oglądam ten lazur.
Nagle jestem tylko ja. Ja sama.
Obmycie z łez.
Obmycie z obciążenia.
Tamten plecak zostawiłam.
Już nie był potrzebny.
Ławka i myśli.
Wszechświat nade mną i pode mną.
To, co zniknęło wcale nie oznaczało , że
już nic nie zostanie.
Wszystko dostałam podwójnie.
-To nie miało sensu?
Błąd.
Elipsa zapełniona.
odszedł, ale ja żyję dalej, jeszcze pełniej jak przedtem...
Komentarze (2)
Za przeszloscia trzeba umiec zamknac drzwi
i zaczac nowe zycie od zera.
Wolnosc i niezaleznosc wreszcie docenic , cieszyc sie
kazdym wschodem Slonca i jego zachodem.
Wirzcie mi to jest mozliwe.Mowie z doswiadczenia.
Dobry wiersz.
Pozdrawiam z daleka.
Zgadzam się z przed mówcą nie potrzebnie te "ja"
Ale wiersz mi się podoba, czuć w nim wiele miłości.