Gdy leżę sobie blady
Gdy leżę sobie blady,
tak nieruchomy i brzydki,
wygajerzony, luks sztyfcik,
mdławy, zwarto-rozlazły.
Gdy leżę sobie oschły,
antypatyczny, nieczuły,
a wzrok mam w siebie i w chmury,
ja wciąż, a już ktoś obcy.
Gdy leżę sobie ścierpły,
żaru języki mnie skubią,
wreszcie udało się schudnąć,
brzuch kołysankę skwierczy.
Gdy już w proch się przemienię,
ty przez łzy sobie tak pomyśl:
choć boli ta życia gorycz,
was boli, lecz już nie mnie.
Komentarze (21)
"Tak leżę sobie blady",
a łeb mam nie od parady.
Jak walnę wiersz do ludu,
więcej niż po mnie będzie brudu.
Pozdrawiam Czarku, nie myśl że Ci źle życzę
z Twoją treścią konfabulowałem.
Mimo, że przydałoby mi się trochę schudnąć - nie
jestem zwolennikiem kremacji. Dla mnie dużo
radośniejsze jest powolne oddawanie swoich soków
naturze. Krematoria przez całe życie kojarzyły się z
wojną i paleniem żywych.
Ale wiersz dobry.
Gdyby trup myślał, ale nie może.:):)
...rzeknę że to jakby trupia pocieszanka... jeśli brak
bólu, ale też życia może być pocieszeniem - ale tu
paradoksalnie ożywiłeś nieboszczyka - dobry wiersz.
Można ładnie o trupie i kremacji?można :-)
Mocny przekaz pozdrawiam