Grzech
Ciąży mi jak kula u nogi,
mój wielki grzech.
Popełniłem go wczoraj w nocy,
tak mi wstyd się przyznać,
nie poznaję siebie...
Jednak jestem do tego zdolny.
Kleopatra chaosu mną rzadziła,
nie pozwalała mi spokojnie żyć.
Zachowałem się tak odważnie,
zarazem głupio.
Już za późno,
nie cofnę surowego czasu.
Pozostaje czekać,
co przyniesie nowy dzień.
Naturalnie przyjdą nowe pytania,
lecz gdzież ja biedny znajdę odpowiedzi.
Na oceanie, który jest tak głeboki jak mój
żal,
płynę małą łodeczką, cienką jak moje
sumienie.
Jakże płytkie są moje myśli,
nie mogę się powstrzymać od myśli z głębi
umysłu.
Moja łodeczka powoli tonie...
Pora się ratować, lecz nadejdą i rekiny po
moje ciało.
Pływać umiem, lecz cóż mi po tym jak sztorm
mnie pochłonie.
Dryfuję... nic nie widzę wokół siebie,
cisza, pustka, ciemność.
Nie mam gdzie schować swoich jadowitych
myśli.
Jestem jak wąż, czekam na ofiarę.
Tonę, czuję jak tonę, bardzo powoli.
Swobodnie spadam na samo dno,
nic już nie czuję...
Jestem wolny, jest mi dobrze,
nic już mi nie zagraża.
Nie ma mnie... moje ciało pokryły morskie
fale,
jestem na samym dnie... utonąłem.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.