Jeden dzień
Dzień Księżycem wstaje.
Coś pobrzękuje mi nad uchem,
Podszczypuje stale.
Czy to życie?
Czego tutaj szuka?
Wstaję.
Nowy, jednoklamkowy ekran,
Nieco zaśnieżony odbiór.
Otwieram.
EH!
Białe muszki wparowały!
Chyba one tak bzyczały.
Zamykam.
Czyli ekolodzy jeszcze nie wygrali.
Na biurku:
mapa,
łopata,
buty,
plecak.
Którą drogą pójść?
Autostrada 348.
Nie zbudowali?
Po to łopata,
Buty niewygodne,
By często się wywracać.
Idę,
bez pożegnania,
W drogę znaną
monotonną.
Widzę tamte panie
i szarego kota
I białe ślady miejskiego yeti.
trapery
numer 39.
Wracam.
Skórki sześciokątne mandarynki
Na śniegu.
Nikt tego nie zauważył.
Co znalazłam?
Co odkryłam?
Tak jak zwykle.
Góra pytań.
Jeden dzień z życia człowieka.
I tak ciągle
Aż do krańca świata.
Komentarze (4)
Piękny wiersz i ciekawa treść -jak na 1 wiersz to
super Ci wyszedł-powodzenia w tworzeniu i
pisaniu.Babajaga zaczaruje pisać ładnie
będziesz.Pozdrawiam
Hej!Dziękuję wam za komentarze!I jeśli się komuś
podoba,niech głosuje,ja nie gryzę:)Pozdrowienia
piękny i głęboki wiersz. Szkoda,że bez głosów
ciekawy wiersz. pozdrawiam ciepło :)+