kiedy głaszczę dzień
poranek
nadstawia spięte fragmenty
pomiędzy krzyżem a łopatkami
obarczonymi starością
upuszcza wiekowy kapelusz
o horyzont opierając szyję
poddaje się rozkoszy
wybijając minuty
o warstwę rozsypanych wzruszeń
i wyszczerbionych nadziei
rozluźnia zniecierpliwienie
emitując ciepło
w końcu
napina się w ekstazie
odliczając sekundy do wybuchu
pąkami w stronę słońca
odurzony nawałem feromonów
odwraca się na zachód
i poddaje głaskaniu
nocy
Komentarze (4)
Przepiękny, przyrodniczy wiersz, pozdrawiam :)
Bardzo ładny wiersz z przyjemnością
przeczytałem.Miłego popołudnia.
udany wiersz pozdrawiam
... podoba się bardzo... Pozdrawiam :)