kleks byłby autostradą
wcale nie z wyboru ;
z spontaniczności młodych
zrodzona ; zgwałcona potokiem słów
poznana w okolicznościach absurdalnych
na granicy smaku wina,
a abstynencji przynajmniej pozornej
nie proponowano ; mogła trwać
nieświadomość bywa męką na koncertach
bierność cechą nieuniknioną
ja bardziej, ja bardziej, ja bardziej ;
bardziej przypinam Twe serce w ramkę nad
łóżkiem
myśli mówiły ; bawić się chce
sam nie wie w co pakuje się
mieszanka wybuchowa like koktajl Mołotowa
;
napijesz się raz, tylko raz
czerwone światło zapala się ;
nie krusz się proszę
smakujesz jak skondensowane mleko ;
jesteśmy pieprzonymi brudasami
w śniegu myjącymi twarz
pierwszy raz dokładnie tak
jakbyś był profesjonalistą,
jakbyś zamiast zdjęć robić cyfrówką
opanował sztukę poruszania kliszą w
dowolnej skali
kleks na Twym imieniu byłby autostradą ;
okalającą każdą moją myśl strapienną
starania-dotykania czułych punktów
twojej mapy ustronno-przestrzennej
zewnętrzno-wewnętrznej, na wskroś
przebijającej
przez Twoje spojrzenie
punktów zwanych anatomicznie prawie,
autentycznie nieco fizycznie ;
autentycznie-fantastycznie
w letargu nietrzeźwych poczynań
wylądować
na dywanie w osobnym pokoju
nie rozmawiać, dyszeć sobie w karki
Dla Ikara, na wieczność.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.