Koniec świata
Pewnej nocy,
gdy zamknęłam oczy,
sen przedziwny pod powieki wkroczył
i działał w umyśle niczym rewolucja,
bo pokazał jaka będzie egzekucja:
Ogniste kule spadały z nieba,
wpadając jak piłki
w stare, obecnie stojące budynki.
ogromny huk, żar i płomienie,
ludzkie krzyki, ogniste cierpienie.
Patrzę, nieruchoma, blada i sina,
czy już nadeszła ostatnia godzina?
Życie mi całe przed oczyma stanęło
Serce mocniej zabiło,
Czy to wszystko naprawdę się już
skończyło?
Co robić? Uciekać? Dokąd?
W którym mam iść kierunku?
To nie ma sensu, nie ma ratunku.
Przed przeznaczeniem nie ma ucieczki,
muszę iść tam…gdzie święcą
gwiazdeczki.
Nie mam czasu, zaraz tu wpadnie ogrom
płomieni,
Bądźmy gotowi, będziemy zbawieni.
Sekundy mijały,
a ja nadal patrzyłam na ogniste komety,
Nagle na Niebie pojawiły się planety.
Wszystkie, wszystkie ułożyły się
poziomo,
o co w tym wszystkim chodziło...
niewiadomo.
Z Ziemią zetknęły się dwie planety
I tak nastał wielki koniec...niestety.
A ja w przerażeniu otworzyłam oczy
I zapytałam: czy tak to się potoczy?
Ważny ten sen,
Nauką dla mnie,
by korzystać, nie tracić czasu na kłótnie,
na smutki, na żale,
by godnie wystąpić w życiowym finale.
Trwaj z całych sił,
bo tak naprawdę nie wiesz kiedy
będzie koniec świata,
czy jutro, czy może za dwa lata.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.