Krasnojarsk: nieśmiałe porywy...
(Z cyklu: Poszukiwania)
Podążam chodnikiem, wzdłuż ceglanego,
napęczniałego wilgocią, zgniłego muru…
Przeświecają pierwsze smugi ostrego
światła. Odbijają się od kałuż. Oślepiają.
Kłują szczypiące boleśnie, załzawione oczy.
Jest w nich ta cała jaskrawość, która
radośnie pełga, skrzy i migocze… Przerasta
sobą mżące konstelacje gwiazd…
Szum jadących samochodów. Tramwajowe,
metaliczne zgrzyty, dzwonienia. Drażniące,
fałszywe dźwięki klaksonów. Narastające
wycia karetek ― pochłaniane ogólnym
zgiełkiem industrialnego szaleństwa.
Płynąca wartkim nurtem rzeka ludzi…
Rozpędzone, rozochocone, brudne miasto -
rozsadza mi nieustannie głowę. Dudni.
Łomocze. Chrzęści. Dygocze. Naciera zewsząd
w aureoli niebieskawych obłoków. Białych,
podziemnych wyziewów ― cuchnącego
krwiobiegu splątanej kanalizacji…
Pękają stopniowo liliowe powłoki
kobaltowego, głębokiego nieba, mimo że
kłębią się jeszcze ― zanikające resztki
sino-szarych, poszarpanych ― niby łachmany
― widm. Coś nieokreślonego muska moje
spierzchnięte gorączką, skrwawione wargi,
jakby to były czyjeś lekko wyczuwalne ―
miłosne tchnienia. Skąd? Czyje? Okrywają
balsamem śmiertelnie chorą, zmęczoną,
ziemistą twarz… Wschodzi i zachodzi ―
lodowate, rozmigotane zagadkowo, jesienne
słońce… Zatacza coraz ciaśniejsze kręgi.
Dopada i dusi… Upadam znienacka, tocząc
obficie pianę. Zmożony ― epileptycznym
efektem stroboskopu…
…
Śnię. Znajoma kamienica. Drzewo. Asfaltowy
plac z trzepakiem po środku. Czerwone
kwiaty w betonowych, podłużnych donicach.
Upalny dzień lipca. Piskliwe krzyki
rozbawionych, małych dzieci. Płynące skądś
dźwięki melancholijnej, fortepianowej
melodii… Gdzie? ― Niesamowicie blisko,
najbliżej… Aż czuję słodkawy, nikły zapach
― twoich długich, rozwianych włosów,
perfum… Patrzę na ciebie, lecz ― ty o tym
nie wiesz. Podziwiasz burzę ogrodowych
roślin ― przez moje przezroczyste ― jak
powietrze ― ciało. Masz ledwie zauważalny
uśmiech, niczym ― Mona Lisa ― na portrecie
mistrza Leonarda…
Piękna… Patrzę na ciebie codziennie.
Niewidzialny. Nieznany. Całkowicie obcy…
Rozminęliśmy się w czasie, choć ― jesteś
tuż, niemalże rzeczywista, jakby dzieliła
nas wyłącznie grubość kartki papieru,
źdźbła trawy… Idziesz asfaltową, parkową
aleją ― w ospałej godzinie dusznego lata,
wśród skwaru. Okryta światłocieniami pod
baldachimem rozłożystych drzew… Jak masz na
imię? Nie dosłyszysz… Zagłusza mnie, bowiem
― brzęczenie owadów, szmer suchych,
zakurzonych liści… Objawiam ci się ― jako
cichy, wieczorny szept, spływająca kropla
porannej rosy, przelot motyla… Tak właśnie
― dotykam cię opuszkami palców, twojej
twarzy. Całuję… Wyrażam subtelnymi słowy…
(Włodzimierz Zastawniak, listopad 2018)
***
* Krasnojarsk – miasto w Rosji, położone
nad rzeką Jenisej, na Syberii. Stolica
Kraju Krasnojarskiego.
Komentarze (1)
Witaj Arsis.
Czytam, Twoją wspaniałą twórczość i jestem, bardzo nią
zachwycona.
Obrazy, emocje, cały koloryt uczuć wyrażonych -
przekazany, kunsztownym słowem.
Pozdrawiam serdecznie.:)