Listopadowe śnienie / PROZA
Fragment większej formy
Zakwaterowano ją z trzema kobietami - każda
starsza od niej o około dziesięć lat.
Niemal natychmiast polubiły się i zżyły ze
sobą. Pasowały do siebie - żadnej z nich
nie brakowało energii, otwartości na ludzi
i świetnej komunikacji z innymi, poczucia
humoru. Jola czuła się doskonale w
towarzystwie „dziewczyn”, jak je nazywała.
Lubiły ją. Zwracały się do niej ciepło i
opiekuńczo - „Mała”, „Córcia”. Tutaj, w
sanatorium, nie była „Mamą” i było jej z
tym dobrze. W domu mąż nazywał ją mamą,
choć wiedział, jak bardzo ją to irytuje.
Jak czuje się przez to “odkobiecona”,
nieatrakcyjna i zaspokajająca jego
codzienne potrzeby - niczym potrzeby małego
dziecka, któremu należy podać bieliznę,
skarpetki, nakarmić, przeprasować koszulki
i pogłaskać po główce, nie licząc na nic w
zamian.
Z dziewczynami było jej dobrze. Wszędzie
razem: na zabiegach, na spacerach, na
pogaduchach w pokoju, na niedzielnych
mszach i w sanatoryjnej kafejce. Rozmawiały
godzinami na wszelkie możliwe tematy,
śmiały się, żartowały... Jak podlotki na
letnich koloniach.
Zośka mówiła, że Jola przyciąga ludzi jak
magnes, że wszędzie gdzie się pojawi otacza
ją liczne grono osób. Jola zwyczajnie
lubiła ludzi i chyba oni zwyczajnie to
wyczuwali.
Pod koniec turnusu miała sen. Śniło się
jej, że właśnie jej duch przenosi się do
domu. Wiedziała, że śni - śniła świadomie,
namacalnie, jakoś szczególnie
realistycznie. Jej duch stanął w ogrodzie -
przy płotku pod starą gruszą. Mąż zgrabiał
właśnie opadłe liście. To był słoneczny
listopadowy dzień. Chciała przywitać się,
porozmawiać…, ale mąż nie widział jej
ducha, uciszał radośnie skowyczącą suczkę,
która wyrywała się do Joli. Tylko suczka ją
dostrzegała, tylko suczka cieszyła się.
Joli we śnie było przykro, bardzo
przykro... Nawet po przebudzeniu smutek nie
chciał odejść.
Minęły cztery lata. Jola z niedowierzaniem
czytała wiadomości, informacje profilowe...
Trafiła w Internecie na stronę z seks
randkami, na której ostatnie logowanie jej
męża było odnotowane w listopadzie 2005
roku. Wtedy, kiedy właśnie śniła. Wraz z
jej kobiecą intuicją. A teraz przecierała
oczy i bezgłośnie powtarzała frazę:
“Sympatyczny pozna sympatyczną. Możliwość
sponsorowania”.
Komentarze (72)
Dobranoc Elu:)
Dobranoc, Grażyno :)
Wybacz jeśli tak to odbierasz.
Dobrej nocy życzę
Grażyna:)
Nie miałam na myśli tego, ze chcesz mieć we mnie
wroga, ale że co pewien czas tego wroga upatrujesz we
mnie. :) Zupełnie niepotrzebnie :)
Bardzo ciekawy tekst,dobrze napisany,życiowy,ale i z
życiowym smutkiem niestety.
Pozdrawiam
P.S Za bardzo Cię cenię,bym chciała robić sobie z
Ciebie wroga Elu/grusz-Elu.
Fajnie by było zwracać się po imieniu,tak w ogóle...:)
Miłego dnia życzę.
Pozdrawiam Babo Jago :)
Smutna opowieść.Pozdrawiam:)
Pozdrawiam Halina :)
Ciekawe,pozdrawiam serdecznie!
Mariat, dzięki za uwagi. Powtorzenie /zwyczajnie/
zamierzone.
Druga uwaga - takie zawieszenie głosu nakazane znakiem
przestankowym. Wiesz - emocje, ktore burza
potoczystośc wypowiedzi. Może nie jest to najlepszy
"manewr". Pomyślę :)
Elu - mam 2 uwagi.
"Jola zwyczajnie lubiła ludzi i chyba oni zwyczajnie
to wyczuwali. "
2 x zwyczajnie = zamierzone?
a tu połączyłabym w jedno zdanie:
"Wtedy, kiedy właśnie śniła. Wraz z jej kobiecą
intuicją."
==============
Co do treści - jak wiele zła jeszcze może czaić się po
kątach.
Pozdrawiam, Nocnymotylu.
Dzięki za przeczytanie. :)
Smutny rzeczywiście, zraniony "motyl".Cóż napisać
jeszcze?...nie wiem.Pomilczę lepiej.Pozdrawiam i
uśmiech zostawiam :-).To boli, bardzo...
Karl! A na zdrowie wyznawcom i wyznawczyniom tej mody.
Ja wolę tradycyjny klasyczny styl - mody mnie
stanowczo wyprzedzaja - nie nadążam. :)
Moda na sponsora.
Pozdrawiam serdecznie