Malujesz czarnym kolorem białą...
Powstań.
Zastygają mi w ramionach twoje łzy...
Słyszę dźwięk spadania dumy na
posadzkę..
Uleciałeś gdzieś, a z tobą całe dni..
Dni uśmiechu...co zdawały się być
szansą.
A wierzyłam, że to ciebie nic nie
złamie,
a myślałam, że nie ujrzę cię w tym
stanie...
Ty osłoną miałeś być, oparciem moim...
Teraz w twoich oczach wyznanie słabości.
Kocham ciebie, tylko ciebie, zawsze
ciebie...
I ocierać twoje łzy, chcę całe życie,
ale wróć do siebie jednym ruchem,proszę!
Tak niewiele bez uśmiechu twego mogę..
Tyle smutku na tej twarzy ukochanej,
tyle bólu, co się zdradza przez ten
głos...
Nie wiem wciąż, jak to się stało, że
upadłeś.
Coś zraniło cię, zabiło...
Albo ktoś.
Podaj rękę, ja zabiorę cię daleko...
Tylko cicho! Niech nie słyszą kroków
naszych..
Dziś pokażę ci, ile dla mnie znaczysz.
Już nie zapłaczesz.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.