miasto Warszawa
pod pałacem nadgryzam dzień
pierwszy kęs o smaku deszczu
w ociemniałym spojrzeniu miasta
gryzą mnie (bez)pańskie psy
marzenia
gdzieś na kolejnej stronie
we wstępie kilka uwag
o życiu i raju zakochanym w Bogu
zero pragnień zero cukru
dbam o każdą pulsującą chwilę
odmawiam piwa o smaku dzielnicy
i nowennę pompejańską z zagubionym
tylko pozostały rowery
mknące ku zielonym światłom
dzwoni telefon
cień kwiatu przebija się przez ekran
Komentarze (3)
Ciekawy tekst. Zastanawiam sie czy to jest refleksja
mieszkańca czy gościa. Pozdrawiam z uśmiechem:)))
Dobry wiersz!
Głos mój!
jak zawsze pod urokiem. Wspaniałe metafory!