Młodzieńcza miłość - roz. XXXI
Pozdrawiam Wszystkich serdecznie i pięknie
dziękuję, za liczne i przesympatyczne
komentarze. Zapraszam, do następnego
rozdziału mojego opowiadania:)
Rozdział XXXI
Szczęśliwie wylądowałam i bardzo Cię kocham
– taką wiadomość, otrzymała Ela od Ani.
Teraz już mogła czymś się zająć, bo do tej
chwili była w takim stresie, że wszystko
leciało jej z rąk. Próbowała wziąć się za
jakieś porządki, ale nie bardzo jej to
wychodziło – wciąż myślała o Ani i nie
mogła sobie znaleźć miejsca, tak bardzo
brakowało jej córki. Nie miała do kogo
otworzyć ust, ani też zwierzyć się z tego,
co ją nurtowało. Jedyną osobą z jaką miała
ostatnio do czynienia był Zenek, który
rzadko bo rzadko, ale czasem wpadał i
zasilał domowy budżet. Teraz kiedy nie
mieszkali już razem, wywiązywał się z
danych obietnic a i w relacjach był
bardziej miły, żeby nie powiedzieć
subtelny. Tak więc jedynym który Elżbietę
odwiedzał, był były mąż (choć bez rozwodu),
a czasem też wpadała Amelka z zięciem i
wnuczkiem, choć nie bardzo miała czas na
odwiedziny (dużo pracowała). Minęło pół
roku. Ela właśnie wstała i udała się do
łazienki. Kiedy miała już odkręcać wodę,
zdawało jej się że słyszy telefon. Wyszła
do przedpokoju i nasłuchiwała –
rzeczywiście nie myliła się. Kiedy
odebrała, usłyszała znajomy głos – Mami, to
ty? – Tak kochanie, to ja. Serce jej waliło
i bardzo się bała, że usłyszy od Ani coś
niedobrego – Mam do ciebie małe pytanko –
usłyszała i trochę się uspokoiła. – Słucham
cię słonko – Czy przyjechałabyś do nas na
święta? – Ela znieruchomiała w momencie,
nie spodziewała się takiej propozycji. – Do
was, na święta? – Tak, zapraszamy cię razem
z Jackiem. Było jej tak miło, że aż się
rozpłakała. – Nie płacz mami, bo i ja się
rozpłaczę. – Odpowiedz lepiej, czy zgadzasz
się? – Oczywiście, że się zgadzam, ale boję
się lotu samolotem. – Nie obawiaj się lotu,
przyjedziesz autobusem. Dla Eli było to coś
nieosiągalnego – nigdy nie była za granicą.
Poprosiła Anię, żeby wszystko jej
wytłumaczyła co ma związek z wyjazdem -
czekała ją długa podróż, około 30 godzin. W
ten dzień bardzo się denerwowała – nie
wiedziała, czy sobie poradzi. Nie mogła
zawieść córki, więc wzięła się w garść i
zaczęła przygotowywać do podróży. Wpadła na
pomysł, że zrobi Ani i Jackowi
niespodziankę i weźmie z sobą wszystko to,
co zwykle w Polsce jada się w wigilię.
Poszła więc na wielkie zakupy, aby
zaopatrzyć się w niezbędne świąteczne
produkty. Miała niewiele czasu do odjazdu i
sporo pracy w przygotowaniu wigilijnych
potraw. Kiedy już miała prawie wszystko
gotowe, zaprosiła Zenka żeby i jemu
uszczknąć coś z tego, co przygotowała dla
dzieci. Był jej bardzo wdzięczny i w
rewanżu obiecał, że podwiezie ją na dworzec
autobusowy. Ela bardzo się ucieszyła, bo
już myślała o tym, jak sama sobie poradzi z
tak dużym bagażem – Zenek, spadł jej jak z
nieba. Tego wieczora poszła wcześniej spać,
aby na ranną pobudkę była w miarę wyspana i
wypoczęta. Kiedy następnego dnia była już
prawie gotowa do wyjścia, przyszedł po nią
Zenek (tak jak obiecał) i odwiózł na
dworzec. Był z nią tak długo, aż odjechała.
Eli było bardzo przykro, że został tam taki
sam, ale niewątpliwie zasłużył sobie na
taki los. Jadąc już, myślała o nim a ze
wzruszenia popłynęły łzy. Tyle złego przy
nim przeszła, ale potrafiła wszystko puścić
w niepamięć, a pamiętać tylko to, co dobre
– taka już była. Czekała ją teraz bardzo
długa podróż i trochę była nią przerażona.
Postanowiła że trochę się zdrzemnie i czas
szybciej zleci. Przespała około trzech
godzin, po czym obudziła się bardzo głodna.
Zjadła kanapkę, popiła gorącą herbatą,
potem jeszcze jakieś jabłko, banan i coś
słodkiego, po czym wyciągnęła swoje
ulubione krzyżówki i zaczęła rozwiązywać.
Nie trwało to jednak zbyt długo, bo nie
bardzo mogła się skupić – w autobusie byli
dość fajni ludzie, którzy zaczęli z sobą
rozmawiać, a w rezultacie ktoś
zaproponował, żeby coś zaśpiewać. Eli
bardzo spodobała się ta propozycja (lubiła
śpiew). Atmosfera zrobiła się taka swojska,
wręcz rodzinna – wszyscy z sobą rozmawiali.
Potem przyszła noc i nastała cisza.
Elżbieta trochę pospała a jak już się
obudziła, okazało się że zbliżają się do
celu. Zostało ostatnie pół godziny jazdy
które tak szybko minęło, że już z daleka
zobaczyła przystanek, a na nim czekającą
pod wiatą Anię.
Komentarze (15)
Dziękuję za odwiedziny Isiu Opowiadania bardzo dobrze
Ci wychodzą Pozdrawiam
Isiu wciagasz swoim opowiadaniem które bardzo dobrze
sie czyta bo jest pieknie napisane Miło ze młodzi nie
zapomnieli o matce bo w zyciu róznie to bywa
Czekam na ciąg dalszy
Pozdrawiam serdecznie Isiu i zyczę pogodnego wieczoru
życie jak jazda szybko mija .. fajnie się czyta .. oby
dalej tak ..
To ładnie, że córka z narzeczonym pomyśleli o matce i
zaprosili ją.
Eli się wreszcie należy spokój
i rodzinna miłość:)
Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg:)
Pozdrówka:)
dobrze się czyta, wciąga,,,pozdrawiam :)
Bardzo lekko i zaciekawieniem się czyta. Lubię jak się
ludziom wszystko dobrze układa.
Miłej niedzieli życzę.
Fajnie się czyta o relacjach między matką i córką.
Boję się jedynie o Elę, żeby nie próbowała wejść drugi
raz do tej samej rzeki, bo to, że Zenek stara się być
dla niej miły, nie oznacza wcale, że ma dobre intencje
i czyste sumienie.
Isiu, cieplutko pozdrawiam :)
Do następnego rozdziału
na pewno będzie to klimat świąteczny...
pozdrawiam cieplutko z uśmiechem na twarzy
Irenko.Buźka:)
Pięknie piszesz o relacjach rodzinnych, o miłości i
tęsknocie.
Witaj, zaraz jadę do pracy bo prawie 6.00 ale nie
przeczytać byłoby grzechem
Ślicznie pokazałaś miłość rodzicielską
Pozdrawiam serdecznie i miłego dnia
Bardzo ciekawa opowieść.Pozdrawiam.
Kolejna ciekawa cześć, która no powiada piękną
opowieść.
Bardzo ładnie Isiu, choć bardzo bardzo długie:-)
Dobranoc:-)
Długa, ale bardzo wartościowa treść, z pewnością
jeszcze do tego wiersza wrócę :) Pozdrawiam i daję
plusik +++
Przeczytałam z zainteresowaniem, będę zaglądać by
poczytać co dalej :)