...moment, kiedy odpuszczam...
Siedzę...
Zamykam oczy i wsłuchuję się w ciszę.
Myślę.
Wspominam.
Czasem z dnia na dzień zmienia się
wszystko.
Czasem przychodzi taki moment, że po prostu
się odpuszcza...
Odeszli.
Zostałam sama.
Niby szczęśliwsza...
Bez strachu, bez bólu, bez bicia ani
łez.
Każdy dzień lepszy od poprzedniego.
Życie nie jest już piekłem.
Lecz... ja także się zmieniłam.
Zobojętniałam, zgorzkniałam na cały świat i
ludzi.
Nie kocham, nie tęsknie, nie czuję.
Żyję z dnia na dzień... tak aby przetrwać
każdą godzinę.
Nocami leżę wpatrując się w ciemność i
czekając na świt.
Zniszczył mi życie.
Chciałam je odbudować. Ale nie mam już na
to sił.
Po raz kolejny zaczynać wszystko od nowa?
Już nie chce. Boję się później znów to
stracić.
Nie przeżyłabym kolejnego rozczarowania.
Więc odgradzam się od wszystkich murem
obojętności.. tak aby potem znów nie
cierpieć.
Ból fizyczny umiem przetrwać... Poniżenie,
czy 'zły' dotyk... Uodporniłam się na to. W
końcu z czasem człowiek się
przyzwyczaja.
Lecz ból psychiczny... Tym razem by mnie
zabił.
Więc żyję sobie w kokonie samotności... z
dala od ludzi. Tak aby po prostu żyć i
dotrwać jutra.
A co jutro? Jutro będzie tak samo.
Z tą różnicą, że będę miała za sobą kolejny
dzień samotności.
Komentarze (1)
podzielam Twój smutek i serdecznie pozdrawiam.