Na ławce pod brzozą
Znów tu siedli,tu, na ławce pod
brzozą...
Kto liczył który to wieczór tu siedzą?
coraz bardziej stęsknieni, bliżsi
jego oparciem była ona, a jej oparciem?
on,
rozwierali usta, by mówić,
każde zwykłe słowo brzmiało inaczej w ich
głosach,
cieplej, może nawet goręcej
a gdy musieli wracać już do swoich
światów,
ich oczy stawały się smutne,
A nogi chciałyby zostać, nie wracać...
Aż brzoza ze wzruszenia płakała,
Płakała, że zaraz zostanie znów sama...
I znowu, tu, na ławce pod brzozą...
Kto wiedział który to raz tutaj siedzą?
Coraz bardziej stęskniona, coraz bardziej
bliska,
jej oparciem był on, a jego? poręcz...
rozwierał usta by mówić,
a każde jego słowo brzmiało tak
zwyczajnie...
nawet nie zimniej lecz jak z kostek
lodu...
A gdy musieli już wracać do swoich osobnych
światów,
jego oczy już były gdzie indziej,
A myśli uciekały daleko,
Aż brzoza ze smutku płakała,
Płakała, że już na zawsze zostanie tu
sama.
Komentarze (2)
Smutny wiersz, ale takie jest życie, każda miłość
kiedyś stygnie, tylko brzoza niezmiennie płacze...
poruszajacy wiersz,
czuc w nim twoje emocje :)
gratuluje talentu