na obczyźnie
Dla szukających swojego szczęścia z dala od tych których się kocha
na obczyźnie
nieprzyjazny chodnik głaskany okiem
śmieciami straszył w szkockiej dzielnicy
przepocone dłonie dziurawe kieszenie
miedziaki gubione których nikt nie liczy
okruchy niechciane rozsiane bez żalu
radością o świcie dla oczu bywały
zamglone bez blasku na widok moniaków
świeciły jak słońce zwycięski hymn grały
zesztywniałe stawy biły niski pokłon
pozwalając czołu całować w podzięce
popuchnięte palce jak sroka złodziejka
wybierały blaski barwniejsze od tęczy
tęsknota jak zmora dusiła nocami
kładąc się na piersiach szeptała do ucha
zaciskała zęby głębiej przenikając
przykrywała szlochem samotnego ducha
Komentarze (1)
Nie zawsze wyjazd za chlebem to...Eldorado.