Na rynku.
Chyba już czas najwyższy
Owinąć słowa w szary papier
I wziąwszy je pod pachę
Iść byle gdzie na spacer
Niech nogi same, poprzez szarość
Poniosą w ciszy mnie na rynek
Gdzie tyle wierszy się kotłuje
O jedno słowo w pyle
Usiądę cicho, niewidzialny.
Pośród tych białych, szarych, czarnych
Rwać będę słowa z tego wiersza,
Co z liter składał się tak marnych
A później wbiegnie między słowa moje,
To roześmiane rozbawione
Dziecko z barwami tęczy w twarzy,
Wiersze poderwą się... spłoszone.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.