Na ulicy cichej
W senny wieczór
Deszczem rozlany
Siedzę
W mym pustym schronie
Na parapecie
Zamglonego okna.
Tam płaczące dziecko na schodach.
Z nosem nie wytartym
Czeka na ojca,
Który ostrość światła
Stracił gdzieś za rogiem.
Ma kawa już dawno zimna.
Ta ulica jest długa,
Łączy się,
Czasem rozdziela.
Tu ostatnie umiera to,
Co ożywiłoby
Martwe kamienie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.