nadmiar słów
Nie chcę używać słów zawsze i nigdy,
są tylko uogólnieniem codzienności,
ale jak to zrobić inaczej skoro zawsze jest
tak samo
i sama się w tym plączę i krzyczę ze
złości,
że dopuszczam do siebie te skrajne myśli,
że jednak jest nie tak, że inaczej, a
jednak ciągle
ciągnie się za mną ten swoisty płomień
monotonności.
Nie chcę gdybać, ale gdyby to wszystko
wyglądało inaczej,
na świat nagle możnaby patrzeć przez
radosny pryzmat
i te wszystkie kolory nie byłyby tak
odległe.
Nigdy o nic nie prosiłam i nie wymagałam,
może to był
błąd. Słuchałam obietnic i w nie wierzyłam,
bo miałam
nadzieję, że moja naiwność w końcu okaże
się być dobrym
punktem w moim życiorysie.
Oczywiście, że brak wymagań był inaczej
zinterpretowany przez
Ciebie i nie mam Ci niczego za złe, bo
przecież o nic nie prosiłam
i zawsze tak było, że nic nie było
powiedziane, że domysły zamieniały się
w wymysły i dobrze Ci tak było, bo
przecież, bo a jakże - wygoda
jest w cenie. Potem prześladowała mnie
pustka, zaczęłam przynosić
sobie wstyd, bo nie potrafiłam czegokolwiek
zrobić, bo wskrześ coś z pustki
człowieku.
Następnie występowała furia, dramatyzmy i
trzaskanie drzwiami, były
płacze i szaleństwo. Upijanie się do stanu
w którym nie miałam
dłoni i stóp, bo zapomniałam gdzie są moje
myśli i moje mieszkanie.
Od wtedy żyłam w amoku, od razu do razu
czekając na coś
czego miało nie być, ale jako że naiwność
była silniejsza to zabijała
moją pseudo niezależność. Nienawiść
wkradała się pod paznokcie,
wyglądała jak zwykły brud, możliwe że po
prostu nim była.
Tęsknić, nie tęsknię ale marznę i jest mi
niewygodnie w moim łóżku,
chciałabym je wymienić za parę słów, które
tłumaczyłyby moje
zaburzenia. Nałogowo myję włosy i zęby, nie
potrafię zrozumieć
ciągu przyczynowo skutkowego, a płacz już
nie pomaga na emocje.
Życie zaczęło ciążyć mi na żołądku,
wymiotowałam po każdym spożyciu,
liczyłam, że będzie mi lepiej. Używałam
kremu do twarzy, żeby
ukryć suszę pod bielizną. Sprzątałam, bo
zaczęło mi przeszkadzać całe
moje otoczenie, wszystko odbywało się nie
tak a rozwiązania nie było.
Papierosy nie smakowały, kawa była za
gorzka, czekolada za słodka,
przyszłość niewyobrażalna, przeszłość
żałosna, a teraźniejszość była udręką.
Cały czas przeszły doprowadzał mnie do
nerwicy i wtedy postanowiłam
zaczerpnąć pomocy specjalistycznych technik
lekarskich,
tak naprawdę liczyłam, że zapiszą mi dużo
leków, które upośledzą
świadomość i już nigdy nie będę musiała o
tym mówić.
I wtedy znowu poczułam te krzyki w głowie,
dreszcze defiladowały
po moim ciele, wszystko było tak brzydkie,
że skorzystałam z głupoty.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.