nienasycone...
Marzenie znienacka pod rzęsą mi siadło
mój spokój zmąciło i sen mi ukradło
myśl płonna, choć chłonna i ciut
zawadiacka
jak bryka sto-konna , czepliwość ma
gacka.
Panoszy się we mnie , rogami naciera
rozsądek mój płoszy , prawdziwa
przechera.
Jest dzikie! Namiętnie spogląda na łono
nad wyraz pojętnie. Lecz no cóż mi ono?
Jak tygrys poluje , krwiożercze jak lew
po plecach stepuje i burzy mą krew.
Żółtymi ślepiami zagląda mi w oczy
nadzieją wciąż mami, a wiem, że się
droczy...
Lecz nie wiem czy dosiąść je niczym
ogiera
czy zdusić mu płomień, niech z wolna
umiera.
Czy czoła mu stawić , czy stanąć
bezwolnie
na zawsze odprawić, zachęcić swawolnie?
Rozsądek przestrzega, że jest zbyt
zwodnicze
nie warto ulegać, więc na co ja liczę?
Lecz nagle myśl śliska mi duszę
przewierca
spod rzęsy wszak bliska jest droga do
serca...
Co będzie , gdy dotrze i tam pozostanie?
Och ! Zje mnie na pewno! Na drugie
śniadanie...
;))
Komentarze (16)
Tak lekko i pięknie słowo mknie za słowem :)