Obietnica...
Wirują słowa w miłosnej agonii...
Nic nie obiecujesz...
Nic nie obiecuję...
Nic nie czujesz...
Nic nie czuję...
Nie pocałujesz...
Nie pocałuję...
Czasami tylko, gdy wieje wiatr,
łza mi przesłoni, utopijny świat.
Widzisz kochana,
bo ja nie widzę,
podaj mi rękę, spadam...
Przecież mi obiecałaś,
chciałaś czy musiałaś?
Tańczymy walca,
ot tak, na palcach,
dwa kroki w lewo,
a cień Twoich rzęs?
Gdzie jest? Gdzieś jest? Puk, puk...
Głucha odpowiedź,
słyszalne pytanie oddala...
Mała, mała nadziejo,
to Ciebie trzymam w rękach,
nie ją, nie ją, ją nie...
Pozostań ze mną,
do kresu tego balu,
wtuleni w siebie,
pozwól mi myśleć,
że przy mnie Ona,
nim przyjdzie świt,
miłość się wykona...
Padają martwe, wbrew mojej woli...
Komentarze (2)
Niby pojedyncze zdania, a tworzą piękną całość.
„Puk, puk – na palcach…”
– to takie lekkie, bardzo ładna melodia wiersza.
wiersz odzwierciedla to, co często dzieje się w mojej
głowie... Takie chaotyczne, pozornie miezniązane ze
sobą myśli, panika, nieraz całkiem
niepotrzebna...pięknie to opisałeś, +