Okna
Dokądkolwiek się udam, napotykam na okna.
Okna budynków. Okna dobroci. Okna dusz.
Okna złych uczynków. Napotykam co rusz.
Zastanawiam się ile jeszcze ich napotkam i
ile napotkałem już. Czy więcej będzie tych
miłych, czy tych niechętnie wspominanych.
Które będą mi się śniły, a które zasiąda w
komnatach ciemnych i zapomnianych.
Zaglądając w okna przez szyby swych
przeżyć, zaczynam zmysłami je znaczyć i
znaczenie ich mierzyć. Wiele z nich w sobie
ma, ciepłego serca zasługi. Na wielu z nich
widać, zarysowania i smugi. Niektóre
wygładzam, bo czas im winy wybacza. Na
kilka patrzę zachłannie, bo widok przez nie
wyobraźnię przekracza. Przez okienka
niewielkie zaś, spostrzegam wyraźnie, bo
niewielkie są dłonie, co otwierają
przyjaźnie...
A jedno z tych okien - jedno jedynie,
perłowym jest okiem w ukochanej
dziewczynie. Z przejrzystości swej słynie,
w której wszystko się zgadza. Tylko widok z
Jej okna, moje rysy wygładza...
Komentarze (2)
poprzez szereg okien ludzkich, z których się uczysz
(brawo) dochodzisz do perłowego ukochanego... mówiłam
ci, że dobrze piszesz?
Okna, patrzeć w nie niewypada, patrzeć przez nie...
kiedyś tylko to nam zostanie. Pozdrawiam!